niedziela, 14 października 2012

8. Ten człowiek jest nienormalny. I ta jego żonka też...

Jakoś udało mi się ogarnąć, pójść do pracy i wrócić. Obyło się również bez bólów głowy, które zwykle nękały mnie przez tydzień. Teraz natomiast siedzę z telefonem w ręku i piszę sms-y z pewnym Włochem. Tak, Matteo próbuje mnie przekonać, że nauczy się polskiego, aby rozumiał, co ludzie o nim na ulicy mówią. Ha, powodzenia!
- Jak tam? - Zbyszek opada ciężko na kanapę i zagaduje.
- Normalnie - odpowiadam, próbując powstrzymać jakikolwiek uśmiech wywołany sms-em.
- Ta... - mruczy pod nosem i zaczyna wodzić spojrzeniem po suficie.
- A co ty tam widzisz? - pytam, kierując palec w górę. Nic nie odpowiada, tylko się uśmiecha i z powrotem wraca "na ziemię", tym razem wpatrując się we mnie.
Chyba chciał coś odpowiedzieć, ale przerwał mu dzwonek do drzwi. Ewelina wyprowadziła Kubiaczka na spacer, bo biedaczek mylił ją ze Zbychem, więc to ja musiałam przejąć wszystkie obowiązki "gospodyni".
Podeszłam do drzwi, a Bartman chyba podreptał za mną. Może na kogoś czekał? Otworzyłam drzwi. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam ją za drzwiami...

*

 - Ale Ewelinko... - Kubiak mruczał coś pod nosem. Ta, bo myśli, że dam się przekonać. - Dlaczego nie? Przecież wiesz...
- Nie i koniec! - przerwałam mu. Czy on naprawdę myśli, że dam się przekonać na ten durnowaty pomysł? No chyba nie!
- Nie to nie... - wymruczał pod nosem, próbując udawać obrażonego. - W takim razie niespodzianki też nie będzie - odwrócił głowę i uniósł ją nieco do góry. Oczekiwał pewnie, że zacznę skakać przy nim jak piesek i domagać się, aby powiedział o tej "niespodziance". Akurat!
- Super...
Ja naprawdę czasem nie mam już do niego sił. Jednak jak dla mnie, to on jest jak narkotyk... Cholera, Ewelina, wpadłaś po same uszy!
Chciałam wstać i odejść, ale jego ciepła dłoń na moim policzku skutecznie odwiodła mnie od tego pomysłu. Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie tymi swoimi oczętami i chyba o czymś myślał.
- Może pójdziemy jutro na kolację? - zapytał niepewnie. Z początku nie chciałam się zgodzić, jednak wiedziałam, że chcę przebywać z nim każdą wolną chwilę, więc zgodziłam się.
- Kocham cię - wyszeptał, a zanim zdążyłam zorientować się, że pasowałoby mu coś odpowiedzieć, nasze usta złączyły się w pocałunku. I znów te motyle w brzuchu... Chwila... To nie motyle...

*

- Ale co ty tu... - chciałam zapytać, ale blondynka odepchnęła mnie na ścianę i zaczęła krzyczeć:
- Słuchaj, idiotko! Zniszczyłaś mi życie! Ten twój romans z moim mężem spieprzył wszystko, rozumiesz?! Brawo! Osiągnęłaś cel! Mikołaj jest wolny!
- Ale ja przecież nie wiedziałam o tobie - udało mi się próbować bronić, jednak okazało się, że ktoś już kompletnie nakłamał w tej sprawie.
- Nieprawda! Mikołaj mi wszystko powiedział: chciałaś, żeby się ze mną rozwiódł! Namawiałaś go do tego! A co... Może dziecko też macie? - nie czekała na odpowiedź. - Skoro ty zniszczyłaś mi życie, to ja zniszczę i twoje! Na pewno masz jakąś tajemnicę... Popamiętasz mnie! - trzasnęła drzwiami i wyszła.
Bartman był chyba równie zaskoczony, jak ja. Tyle tylko, że ja wiedziałam, że prędzej czy później moja tajemnica może wyjść na jaw. A przecież nikt o tym nie wie... Tylko ja. I jeszcze oni, oczywiście. Ta dwójka, która mnie do tego namówiła.
- Dominika... - Zbyszek podszedł do mnie, wziął za rękę i przytulił. Z moich oczu popłynęły łzy...


- Zabijemy gnoja! - Ewelina jak zwykle miała najlepsze pomysły. Po części również przeszło mi to przez myśl, jednak... nie, nie mogłabym.
- Nie, dobra... - zaczęłam. - Porozmawiam z nim - moje słowa wprowadziły w osłupienie Kubiaka i Ewelinę, ale twarz Zbyszka natychmiast spochmurniała.
- Nigdzie nie pójdziesz! - Zbyszek był chyba drugim głosem Eweliny, która w tym momencie nie mogła nic powiedzieć. Nie dała rady, po prostu.
- Zbyszek, ja...
- Nie i koniec! - Bartman usiadł obok mnie i popatrzył prosto w oczy. - Ten człowiek jest nienormalny. I ta jego żonka też... - pokiwałam głową na znak, że rozumiem.
- Ale ona chce mi zniszczyć życie...
- I ty się jej boisz? - na to pytanie Eweliny chętnie bym odpowiedziała twierdząco. Nie mogłam jednak nic powiedzieć, nie chciałam nikomu mówić o tym, co kiedyś przeszłam. To odcisnęło zbyt wyraźny ślad w mojej psychice. Moje długie milczenie wzbudziło niepokój u reszty.
- Domi, co się dzieje? - zapytał Kubiak.
Nagle w mojej głowie narodził się doskonały pomysł. To było jedyne wyjście z sytuacji. Choć pokazywało, jaka jestem słaba.
- Muszę wyjechać - oznajmiłam.
- Jak to? - odezwała się przyjaciółka.
- Muszę. Na tydzień, dwa, miesiąc, dwa, rok, dwa... całe życie... Nie wiem. Ale muszę. Po prostu muszę - byłam pewna, że to dobre rozwiązanie. Chciałam uciec od problemów.
- Ale dokąd? - zapytał Michał. - Masz jakiś znajomych w innych miastach?
- Nie - odpowiedziałam. Tak, to była jedyna przeszkoda. Sama sobie nie poradzę w obcym mieście.
- Jest jedno wyjście - odezwał się Zbyszek, a nasza trójka popatrzyła na niego z zaciekawieniem, co też wymyślił. Wszyscy przecież wiemy, że Bartman ma czasem szalone pomysły, ale jeśli chodzi o problematyczne sytuacje, to właśnie on znajduje najlepsze wyjścia...

*

Przepraszam, że tak późno, ale ostatnie dwa tygodnie były bardzo ciężkie. Nie miałam praktycznie na nic czasu, nawet na Wasze blogi, za co przepraszam, ale powoli nadrabiam zaległości :).

Co do rozdziału: Zatęskniłam za Mikołajem :). Co prawda nie pojawił się osobiście, ale zwalił całą winę na Dominikę. A ta jego żonka nie jest taka bezbronna...
W kolejnym rozdziale wyjaśni się, na jaki pomysł wpadł Zbyszek. Jednak myślę, że się domyślicie :).

Hm, mamy już połowę października, a w moim opowiadaniu nadal wrzesień :D. Trzeba trochę przyspieszyć :).
Kolejny rozdział do dwóch tygodni.

Pozdrawiam!